Galeria Poezji Morfeusza

Na Dnie

Widzialem ludzi staczajacych sie na dno,
Co przerazeni swoim strachem
Niczym widma przeszlosci
Beznamietnie wija sie po ulicach.
Ich zniewolone umysly
W hipnotycznym uscisku
Zaciskaja na szyi ostatnia petle
Uciekajac od zycia!
Rozwiazuja swoje problemy.

Slyszalem ich glosy
Wznoszone przed siebie
Tak jakby Bóg mieszkal w pokoju obok.
Glosy przed którymi nie dalo sie uciec,
Bo sila wewnatrz gromadzonych emocji.

Potykalem sie o ich ciala
Przycieniete dzwiganymi krzyzami
Broczace w mieszaninie potu i krwi.
Dla nich swiat zatrzymal sie nagle w miejscu
Ksztalty stracily swoja forme,
Swiatla utonely w ciemnym mroku,
A smaki zlaly w jeden gorzki smak.

A ja - samotny, w betonowym zgielku miasta
Przesladowany uciekajacym czasem,
Zaciskajac wsciekle zeby,
Musze trwac
I musze byc, niewzruszony!

Tak to wiara, 
Wiara, co kruszy wszelki strach
Nadzieja, ze nastapi lepszy czas
Trzyma w calosci poszarpany umysl.
Odklada porazke ciagle na pózniej
Mimo zwatpien
Nie daje zniszczyc duszy - demonom
I tak nowy dzien
Zapisuje kolejna karte,
Co dawno nie jest juz jak "Tabula Rasa".


Są dni...

Sa dni w których sil juz brak
Do walki z losem, który wojne
Tylko Tobie wypowiedzial.
Sa noce, gdy czarne drecza sny,
a mysli o smierci - takie bliskie!
Tkaja pragnienia, jedna wielka mysl.

Lustro odbija tylko Twoja slaba strone
Odkrywajac samych niepowodzen smak.
Polamane drogowskazy zdaja sie
Wskazywac tylko jedna droge!
Ta, o której zwykle boisz sie nawet pomyslec.
Ulice bez nazw w labirynt zapomnienia
rzucily Twoje imie.

A jeszcze wczoraj
myslales, ze nic nigdy Ciebie nie zlamie.
Wypowiadales slowa niczym skazujace wyroki
Nie rozumiejac nawet znaczen.
O innych z drwina mówiles "slabi",
A teraz... Zapomniales?
A moze Twoja cala sila
Na klamstwie zbudowana?

Jednak wiedz, potrzebne sa równiez
Takie chwile
Zycie czasem wymaga pokonania siebie.
Zlamania nawet wielkich barier
By za tysiecznym razem nie zrzucic juz poprzeczki!
Zaraza

Chociaz od srodka ziebi lód,
Serca, którego nikt przygarnac nie chcial,
To cialo trawi przekletych ogien,
Nienawisci, co w ludzkich glowach zrodzona.
Przez zawisc i chore ambicje -
- Po to by lepszym od drugiego byc,
By swoje imie na piedestal wstawic
Slaw jadem, takze zaczac pluc.

I sam do siebie modle sie,
Do Absolutu, tysiacem imion slawionego.
Bym nigdy nie zaznal tej wscieklej zarazy,
Co niczym trad ogarnia swiat!
Bym nigdy nie oslepl, tylko w siebie wpatrzony
Wiedziony trendów zdradliwa dlonia,
A mysl swoja zawsze uwolnic potrafil
Mimo lochów, co ciezkimi kratami zakute.
Tam mysli i slowa zgnilizna stlamszone,
Konaja z wolna komercja dobite.
A czyny "dobre", jak zwykle przykryte
Skandalem "gwiazdy", jej parciem na szklo!


Sila Poezji

Czlowiekiem jestem z kosci i krwi.
Zwyczajnym, szarym, pelnym slabosci.
Zyje z dnia na dzien jak kazdy inny,
Troska na przekór stawiajac czola.
Niczym szczególnym sie nie wyrózniam,
Co czas przyniesie przyjmowac musze.
Ulotny na wietrze jak maly plomyk
Wiatrom i burzom umykam ciagle.

Lecz kiedy wena strumieniem splywa
I glowe twórczym wypelni nektarem,
Wszechmocnym Bogiem! Staje sie,
Co wskrzeszac umarlych nawet potrafi.
Zywych do grobu moge wpedzac,
Na cale wioski kataklizm sprowadzac,
A kiedy zechce moc szczescia zsylam.
Wedlug uznania zaslug i cnót.

Swiaty na nowo obdarzam ladem,
A z praw fizycznych moge drwic.
To cala sila slowa i pióra -
- Mej wyobrazni, poezji mej!


Zniewolenie

Znów nieruchomo siedze w cieniu drzew;
Dookola radosnie rozkwita przyroda.
Przed oczami dom mój,
Jak zamknieta twierdza.
Nie daje zapomniec
O mym zniewoleniu.

Znów w glowie czarne mysli,
Klebia sie jak dym.
Juz radosci nie ma,
Oczy pelne lez.
Widze jak zycie
Obok mija mnie.

I znów to pytanie,
Nie daje mi spokoju;
Czemu los okrutnie
Ze mnie ciagle drwi.
Przeciez tylu klamców
Po tym swiecie stapa!

I znów w chwili rozpaczy,
Czekam na noc,
Co zimna dlonia
Opusci powieki me. W wiecznym snie utuli,
Rozwieje mysli zle.

Przekaż nam 1% swojego podatku

Galeria

Newsletter

Galeria poezji